Turcja w portalu TVN24! Czytaj najnowsze informacje. Oglądaj wideo i zdjęcia. U nas zawsze aktualne wiadomości z kraju, ze świata - sprawdź.

Ile kosztują rozmowy telefoniczne z Dominikany? Jak rozmawiać tanio przez sieci komórkowe? Pobyt na Dominikanie - gwarancją udanego wypoczynku. Pobyt na Dominikanie to gwarancja naprawdę udanego wypoczynku. Dlaczego? ponieważ zarówno tamtejszy klimat jak i nastawienie miejscowej ludności, należą do bardzo przyjaznych. Przebywając na wyspie, możemy liczyć na pełne uśmiechu i życzliwości powitania a nawet zaproszenie do wspólnej zabawy. Jak rozmawiać tanio z Dominikany? Podróżując po wyspie, z pewnością chcielibyśmy również skontaktować się z najbliższymi, którzy pozostali w kraju. Najbardziej popularnym sposobem takiego kontaktu jest rozmowa przez telefon komórkowy. Jak nietrudno się domyślić, dzwoniąc do Polski z Dominikany, jesteśmy skazani na pewne znaczące wydatki. Istnieją jednak sprawdzone sposoby na to, aby rozmawiać naprawdę tanio przez sieci komórkowe. Pierwszym z takich sposobów jest zakup specjalnej karty międzynarodowego operatora roamingowego. Nie jest to produkt łatwodostępny, co nie oznacza, że niemożliwy do nabycia. Karty takie możemy między innymi otrzymać drogą kupna za pośrednictwem takich operatorów jak: OneRoam lub travelSIM. Dzięki wykupieniu takiej karty, możemy rozmawiać nawet o trzy razy taniej, niż przez rodzimą sieć komórkową. Cena połączenia minutowego z Polską, nie powinna przekroczyć kwoty 2,50zł. Aby karta taka zadziałała, musimy mieć telefon ze zdjętą blokadą SIMLOCK oraz uruchomiony tak zwany roaming. Jeśli posiadamy bardziej zaawansowany technologicznie telefon komórkowy, możemy również łączyć się z Polską, dzięki znanym nam komunikatorom internetowym takim jak: Skype, Gadu-Gadu czy Tlen. Komunikatory te, umożliwiają nam darmowe połączenia z innymi użytkownikami na całym świecie. Za ich pośrednictwem, możemy nie tylko wymieniać korespondencję on-line. Komunikatory te, dają nam też możliwość dzwonienia na telefony stacjonarne jak i komórkowe. Wówczas zapłacimy za minutę połączenia kilka groszy. Najdroższy okazuje się być, Skype ale jednocześnie, gwarantuje on najlepsze jakościowo połączenia. Najtaniej zadzwonimy do Polski za pośrednictwem Gadu Gadu Nagłos lub Tlenofonu. Tamara Rosłoń Wszelkie prawa do artykułu należą do serwisu Ciekawe linki:

W związku z działaniami Izraela w Strefie Gazy nie będziemy więcej rozmawiać z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu – powiedział w sobotę tureckim mediom prezydent Turcji Recep Tayyip

REZERWACJA PRZEZ INTERNET Z POLSKI Wcześniej = taniej Dla ceniących czas na wakacjach –załatw wszystkie formalności w Polsce. Gwarantujesz sobie miejsce na wycieczce. Ciesz się specjalnymi zniżkami nawet do 30% REZERWACJA Z HOTELU W TURCJI Opcja dla decydujących dopiero na miejscu w Turcji Nie spóźnij się, aby złapać ostatnie miejsca na wycieczkę Wygodny sposób aby dorezerwować jeszcze kolejną wycieczkę Twoim biletem będzie w tym przypadku potwierdzenie wysłane WhatsAppem lub sms-em na Twój telefon komórkowy. zadzwoń lub napisz do nas na WhatsApp: +90 531 707 9444 lub +48 508 736 461 wyślij nam sms na nr: +48 508 736 461 lub +90 531 707 9444Sms o treści: IMIĘ I NAZWISKO, hotel (pełna nazwa), nr pokoju, preferowana godzina rozmowy a my oddzwonimy do twojego pokoju hotelowego i ustalimy dni i godziny wyjazdów na wycieczki! Rozmowa na nasz koszt. lub zadzwoń pod turecki nr tel. stacjonarnego (0090) 242 514 14 79 albo na komórkę +90 531 707 9444, +48 508 736 461 (działa również w aplikacji WhatsApp i Viber) lub jeśli masz blisko odwiedź nas w biurze (sprawdź nasze lokalizacje na mapach w zakładce kontakt) możesz oczywiście zarezerwować przez internet korzystając z hotelowego wi-fi Zawsze możesz się też skontaktować z nami by po prostu zasięgnąć szerszych informacji. REZERWACJA OSOBIŚCIE W BIURZE Dla preferujących bezpośrednie spotkanie Dla chcących zapłacić kartą Nie spóźnij się, aby złapać ostatnie miejsca na wycieczkę Jeśli chcesz spotkać się w twarzą w twarz i dopełnić wszystkich formalności, a twój hotel znajduje się blisko, zapraszamy do naszego biura. Tylko w biurze jest możliwość płatności kartą bez żadnych prowizji. Formy płatności za wycieczki: Przelewem na polskie konto w złotówkach wartości zamówienia = zniżka internetowa Płatności online kartą kredytową/debetową Visa, Mastercard lub system PayPal Gotówką lub kartą w biurze Gotówką przy odbiorze na wycieczkę Akceptowane waluty: €, $, GBP, PLN, TL W przypadku wątpliwości i dodatkowych pytać zapraszamy do kontaktu mailowego i telefonicznego. Podpowiadamy, jak spędzić tanie wakacje w Turcji poza sezonem letnim. Kurier Poranny. Jak tanio zwiedzić Turcję jesienią? Podpowiadamy jak zaplanować tani urlop za granicą Ulubione pytanie moich dziadków zaraz po „czy Ty jeszcze nie oszalałeś?!” dotyczy tego jak ja z tymi wszystkimi ludźmi spotkanymi w przeróżnych krajach się dogaduję. 12 lat nauki angielskiego nie poszło jak krew w piach, ale nie każdy mieszkaniec feskiej medyny, kaukaskiej wioski czy kierowca tureckiej ciężarówki zna mowę Albionu. A dogadywać się trzeba. Każdy, kto choć raz był za granicą i stawił czoła zakupom w niesamoobsługowym sklepie wie o co chodzi. Mamy kilka tajnych broni na takie okazje. Mowa ciała w podróży Turcja. Wracamy do domu z Gruzji po napadzie w Poti. Jedziemy z prześmiesznym gościem. Nie rozumiemy ani sylaby z tego co do nas mówi. Jedyne co udało nam się pojąć, to jego zamiłowanie do maratonów. Będziemy go więc nazywać Maratończykiem. Podrzucił nas kilkanaście kilometrów i jako jeden z niewielu kierowców podczas tej podróży zostawił wizytówkę. Wysiadka. -Dzięki, do zobaczenia następnym razem! Uśmiech za uśmiech. Maratończyk zjechał z autostrady do jakiegoś nigdy nie odwiedzanego przez turystów miasta, a my stoimy dalej. Sprawdźmy, która godzina. Sięgam do kieszeniu po telefon… , a jego tam nie ma. Proste, włożyłem go do lewej. Ups, jednak tu też go nie ma. To może w tylnich ? Dobra Bartek, przestań się oszukwiać. Znowu zgubiłeś telefon. Nie ma innej możliwości – komórka musiała zostać na tylnim siedzeniu auta Maratończyka. Szczęście w nieszczęściu. Mam jego wizytówkę = mam jego telefon. Pytanie: jak się dogadać i skąd zadzwonić? Przyfarciłem, bo 100 metrów od nas jest stacja benzynowa. Idę działać, bez telefonu na bank nie wracam. Wpadam na stację i atakuję wyglądającego na w miarę bystrego pracownika zajmującego się zalewaniem baków. – Do you speak English? – A little Pierwsze koty za płoty. Jak się dogadać bez znajomości języka? Wybieramy słowa klucze, które układane raz po raz w różnych kombinacjach muszą w końcu oświecić petenta. Mobile phone, car, lost, this number, call, ask, come back, here, mobile phone, ask, call this number, lost in car, tell him come back itd itd. Ważne żeby mówić powoli, utrzymywać kontakt wzrokowy i sugestywnie gestykulować. Koleżka dzwoni. W niebiańskim skupieniu i z niezmierzonym wyrazem cierpliwości na twarzy tłumaczy rozmówcy mój casus. Kończy, uśmiecha się w moją stronę i kiwa przytakująco głową. – I co przyjedzie? Tfu! – He come back? – ya, ya Świetnie! Wyluzowany czekam sobie przed stacją, zaraz białą Toyotą przyjedzie moja ukochana Nokia. 5, 10 minut… Jeeest, Maratończyk zajeżdża. Ucieszony robię pierwszy krok w jego stronę. Niepokoi mnie jednak trochę to, że przyjechał innym samochodem. Zaczynamy gadać. Mówi do mnie perfekcyjną turecczyzną, z jego pragnącego pomóc spojrzenia domyślam się, że pyta mnie: „O co ci chodzi mój drogi przyjacielu?” Kolejny etap odzyskiwania telefonu : Jak się dogadać, gdy koleś w ogóle nie zna angielskiego? A raczej jak się dogadać, gdy nie znamy jedynego języka, którym posługuje się nasz rozmówca? Przede wszystkim ruchy. Pokazać telefon jest bardzo łatwo. Pokazać samochód tak samo. W mojej sytuacji warto było w kółko powtarzać: „my Nokia, your Toyota! Your Toyota, my Nokia”. Ten etap zakończył się jednak klęską. Niestety nic, zero. Koleś tylko przytakiwał z uśmiechem charakterystycznym dla psa, który czeka aż ktoś mu rzuci patyk. Krew coraz szybciej zaczyna krążyć mi w żyłach, on jeszcze bardziej cieszy michę. Pora na zagrywkę z poziomu wyżej. Trzeba mu odegrać scenkę. Symulacja zdarzenia również opierająca się na gestach i mowie ciała. Zabieram mu z ręki telefon i symuluję jego wypadnięcie z mojej kieszeni w samochodzie (w tle cały czas My Nokia, Your Toyota). Wreszcie: -Aaaaaaaaaaaaaa Your Nokia, My Toyota! – Yes Yes Yes !!! Wspólna przejażdżka do drugiego samochodu i sprawa załatwiona. Jaki z tego morał? Sytuacja często sama wymusza na nas odpowiednie zachowanie, które w końcu doprowadzi do porozumienia. Jak mawia moja koleżanka z Indii: „Sounds fun!”. Porozumiewanie się za pomocą rebusów i rysunków Kolejny, międzynarodowy sposób to rebusy. Poprawny rysunek przeczyta każdy. Dom po mongolsku wygląda na kartce tak samo jak dom po Kolumbijsku. Ten patent przydaje się w robieniu zakupów czy tłumaczeniu ludziom, że im się nie zapłaci. Bardzo przejrzysty i sytuacyjny rebus stworzył Patryk w jednej z marokańskich kwater: Rozwiązanie: Mohammed powiedział, że herbata jest darmowa. Prawda, że nie da się tego nie zrozumieć? O co chodzi ? Sytuacja miała miejsce w marokańskim domu, który wynajmowaliśmy. Właścicielka chciała od nas dodatkowy kwit za zaparzoną herbatę, a umawialiśmy się inaczej. Mimo, że jedynym językiem jakim posługiwała się nasza gospodyni był berberyjski, dzięki temu rebusowi szybko zorientowała się, że nie dostanie od nas za herbę ani grosza. All in all, Większość informacji można przekazać używając skojarzeń, pokazując i gestykulując. Język mówiony nie jest potrzebny do załatwiania najprostszych spraw i porozumienia. Około 80% informacji człowiek jest w stanie przekazać za pomocą gestów i mowy ciała. Jeździjcie więc, pokazujcie i cieszcie się życiem. Może znasz inne sposoby na porozumiewanie się bez znajomości języka? Też miałeś jakąś zabawną sytuację, gdy nie mogłeś się dogadać? Zapraszam do podzielenia się swoją historią w komentarzu! Podpowiadamy, jak spędzić tanie wakacje w Turcji poza sezonem letnim. Głos Wielkopolski. Jak tanio zwiedzić Turcję zimą 2023? Podpowiadamy, w jaki sposób zaplanować tani urlop za granicą Dlaczego Turcja samochodem? Przecież to tak daleko, inny kontynent właściwie i sami muzułmanie… Te trzy rzeczy właśnie… inna kultura, inny świat. Jaki jest? Co można o nim powiedzieć po dwóch tygodniach szwędania się po bezdrożach choć częściej asfaltowych szlakach? Przygotowania Polski MSZ nie poleca wyjazdu w rejony w pobliżu granicy z Syrią i Iranem. Z tego powodu zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Sanliurfa oraz na górę Nemrut. Czy potrzebnie się obawialiśmy? Może niekoniecznie. W centralnej części kraju było spokojnie i właściwie ze względu na wakacje pustawo, czy tak byłoby również w kurdyjskich enklawach? Przekonamy się następnym razem. Do wjazdu na teren Turcji niezbędna jest wiza. Kosztuje 20 $ od osoby i właściwie dostaje się ja automatycznie, tego samego dnia po złożeniu wniosku na stronie Witryna www posiada menu w języku polskim wiec wypełnianie rubryk jest szybkie i proste. W mailu dostajemy link do ściągnięcia dokumentu, który zgodnie z zaleceniem warto wydrukować i mieć przy sobie na granicy (szczegóły dotyczące wydawania wizy znajdziecie na stronie MSZ). Gdzie szukać informacji, co warto zobaczyć? My mamy ze sobą przewodniki wydawnictwa Bezdroża oraz Pascala a także nieoceniona mapę Marco Polo. Mapa papierowa? Po co ja mieć w dobie internetu i nawigacji? Czasami warto spojrzeć szerzej, nie tylko tyle ile obejmuje 6″ ekranu. Poza tym mapa którą dysponujemy posiada oznaczenia dróg widokowych, tego nie znajdziecie w googlach… Przed wyjazdem wertujemy nieocenioną stronę Turcja w Sandałach oraz słuchamy o tym co w Turcji piszczy na wideo blogu Polka w Turcji. To co zobaczymy tym bardziej zachęca do tego, żeby zobaczyć ten ciekawy kraj i nie bać się nieznanego… Waluta Turcja od ubiegłego roku zmaga się z kryzysem walutowym. Dla mieszkańców tego kraju jest to spory problem, z dnia na dzień wszystko to co importowane podrożało ponad dwukrotnie! (kurs lira dwa lata temu 1,80, obecnie 0,70 zł). Co to oznacza. W sklepach znajdziecie głownie lokalne produkty co najlepiej widać w spożywczaku gdzie królują tureckie opakowania. Dla nas całe to zamieszanie jest akurat korzystne, chociażby przy dystrybutorze na stacji czy podczas płacenia za hotel. Jaka walutę zabrać w podróż? My na drogę mieliśmy drobne które pozostały nam z innych wyjazdów, gross wydatków pokrywając karta kredytową (żeby nie zapychać sobie portfela egzotycznymi walutami). Jednak już na miejscu zgodnie z zaleceniem Agaty z vloga o Turcji przygotowaliśmy się na płatność gotówką, gównie w lokalnej walucie. Wprawdzie karta kredytowa jest najbardziej bezpieczna a terminale są łatwo dostępne, nie mówiąc o bankomatach jednak w Polsce ich zadłużenie jest rozliczane po bardzo zawyżonym, bankowym kursie. Jak sprawa wyglądała na miejscu? Oczywiście najlepiej mieć i płacić gotówką, jest najkorzystniej. Jednak po powrocie, wertując wyciągi okazuje się, ze używanie karty nie jest aż tak bardzo kosztowne jak sie wydawało. Czy to ze względu na korzystny kurs lira-> euro, czy z innego powodu, prowizja banku wychodzi symboliczna. Najbardziej niemiło wspominamy korzystanie z waluty europejskiej. Wprawdzie jest przyjmowana np w hotelach, ale jej wymiana na lokalny pieniądz jest bardzo utrudniona. Podobno da sie tego dokonać na poczcie. Spróbowaliśmy tylko raz. Bardzo miła dziewczyna nie znała ani słowa w obcym języku, chcąc nam pomóc dzwoniła do swego przyjaciela, który przekazał nam kłopotliwą wiadomość, w tym punkcie nie wymienimy waluty. W jedynym spotkanym kantorze w miescie Konya obsługa odesłała nas do banku. Tam procedura wymiany jest straszliwie skomplikowana i trwa wieki. Do wymiany np. potrzebne jest okazanie paszportu. Potem mnóstwo formularzy. A na koniec kasjerka odmówiła przyjęcia kilku banknotów ponieważ miały niewielkie uszkodzenia (rozdarcie na 2mm, serio!). Przy okienku 30 minut jak nic… Za to kurs zamiany odrobinę korzystniejszy niż zakup tureckiej waluty po najlepszym kursie w Warszawie. Noclegi Nasze doświadczenia z podróżowaniem mówią nam, że człowiek planuje a los się z tego śmieje. Mamy wiec szkicowy zarys tego gdzie chcemy być, jednak niczego nie rezerwujemy z góry. Jedyny wyjątek to hotel w Belgradzie i pierwszy postój w Stambule. Zamierzamy przyjechać bardzo późno i nie będzie czasu na poszukiwania. Resztę będziemy szukać przez po drodze. I tu pierwsza niespodzianka… już na miejscu okazuje się strona ta jest zablokowana w Turcji i nie pozwala będąc w tym kraju na rezerwacje lokalnie (poza Turcją, tak). Wszystkie następne miejscówki będziemy łapać więc na miejscu, jak popadnie. Czy były z tym problemy? Nigdzie. W Turcji centralnej obłożenie w hotelach jest znikome, na wybrzeżu tłumy oblegają hotele all inclusive. Te mniejsze chętnie przyjmują turystów. Nawet obiekty położone w pobliżu głównych atrakcji takich jak Efez raczej świeca pustkami. W Selçuku nad drzwiami pokoju w którym mieszkaliśmy było tak spokojnie, że swoje gniazdko uwiły tam jaskółki… Dojazd do Turcji Do Stambułu z domu mamy niewiele ponad 2000 km. Czy to dużo? Zważywszy na kilka granic tak. Cel pierwszego dnia: Belgrad. Pierwsze trudności Słowacja. Jeśli nie jedziecie w wakacyjny weekend możecie nastawiać się na kilku godzinne spowolnienie tuż za polska granicą. Autostrada się dopiero tu buduje, kolejki ciężarówek posuwają się powoli, objechać tego nie ma jak… Wracaliśmy tą droga z majówki w Bułgarii ale w niedziele wiec nie było problemów. Nie było też tirów, które wówczas maja zakaz jazdy. W pierwszym, dużym mieście konieczność zakupu winiety (na małych stacjach wcześniej nie sprzedają, koszt 14 eu za 30 dni). Kolejna umowna granica i znów poszukiwanie stacji benzynowej gdzie zakupimy winietę na przejazd przez Węgry. Wychodzi drogo, nasze auto jest zarejestrowane jako ciężarowe (Toyota Hilux) i opłata za 30 dni to prawie 200 zł. 2x po 10 dni wyszłoby jeszcze drożej… Za to Serbia to pierwsza prawdziwa granica (na szczęście z niewielkim ruchem) i juz tylko bramki, gdzie przyjmują lokalna walutę ale też euro. Niewielkie spowolnienie mamy następnego dnia tuż przed granicą Bułgarską. Autostrada w pewnym momencie w remoncie. Objazd pięknie poprowadzony w głębokim kanionie rzeki Niszawa… Piękne miejsce! Kolejna granica i już znów jesteśmy w Unii Europejskiej. Czy na pewno? Winieta kupiona na przejściu (najbardziej opłaca sie weekendowa) i ruszamy w drogę. Co chwila Policja kontroluje za pomocą kamer czy nikt nie oszukuje na opłatach drogowych. A potem koszmar, główna droga z Serbii do stolicy Bułgarii to brukowany trakt! Zakaz wyprzedania, trzęsie tak że ruch odbywa się ślamazarnie. Za Sofią jest już lepiej, dwupasmowa autostrada, pomimo że popękana i połatana pozwala się rozpędzić. Wszystko odbywa się płynnie aż do granicy z Turcją. Oberwanie chmury i ulewny deszcz tuż przed przejściem i stoimy w bezruch przez dwie godziny a przejście tuż tuż, widać terminale… Turcy z kolejki nie wytrzymują nerwowo, trąbią, chyba jakaś awaria… Potem nareszcie coś rusza i podstawiamy się do kontroli z przejrzeniem zielonej karty, dokumentów wozu, paszportu, bagażnika… i nareszcie po wszystkim. Zaraz po przekroczeniu granicy kolacja w przydrożnym barze. I pierwszy przejaw życzliwości Turków. Przy płaceniu zamiast włożyć do okładek z paragonem należna kwotę chciałem zostawić dwa razy za dużo. Po prostu duże cyfry na końcu rachunku nie były kwotą tylko numerem paragonu. Obsługująca nas osoba nie przyjęła aż tak dużego napiwku zwracając nam uwagę na pomyłkę. Miłe. Drogi w Turcji Bardzo wiele dróg w kraju jest doskonałej jakości. Te główne to dwupasmowe szosy w standardzie naszej katowickiej, czyli można szybko tylko trzeba uważać bo nagle auto przed tobą jadące szybkim, pasem może gwałtownie zahamować i zacząć skręt w lewo bo są tam skrzyżowania. Są też autostrady, szczególnie ta nowa budowana w kierunku na Ankarę wygląda imponująco, po CZTERY pasy ruchu w każdą stronę… Obowiązują na nich jednak opłaty. My tuż za przejściem granicznym wypatrzyliśmy oddział pocztowy PPT i tam kupiliśmy naklejkę do przyklejenia na szybie wraz z przedpłatą za przejazdy. Miła, młoda dziewczyna gdy dowiedziała się jaka rundę mamy zrobić zasugerowała ze najlepiej będzie jeśli wpłacimy 300 Lira. Za dużo. W drodze powrotnej sprawdziłem, z konta zeszło tylko 80. Przyda sie na następny raz. Opłata nie przepada, nie można jej jednak przekazać komuś ani zażądać zwrotu. Zupełnie inną historia są małe drogi lokalne. Te szutrowe dają najwięcej pozytywnych wspomnień i frajdy. Jednak gdy zdarzy się wam wjazd na asfalt, tragedia. Miałem wrażenie że są wyłożone płynną czekoladą. Roztopiona nawierzchnia pryska spod kół, spacer po niej powoduje pozostawienie śladów butów. Turcy próbują to naprawiać i wysypują na to drobny tłuczeń. Jest jeszcze gorzej, tyle odbić od kamieni na lakierze auta nie przywieźliśmy z żadnego wyjazdu. Poza wybrzeżem i Stambułem ruch na drogach znikomy. Wakacje to sezon urlopowy, Turcy wyjeżdżają wówczas nad morze, wszędzie poza głównymi atrakcjami do których dojeżdżają autobusy z wycieczkami – pusto! Ciekawostką jest fakt, ze co jakiś czas przy drogach poustawiano tekturowe radiowozy. Mają nawet migające koguty dla tych którzy nocą nie czuja presji do przepisowej jazdy. Ale prawdziwa Policja czy raczej Żandarmeria Wojskowa jest również obecna. Można spotkać ich blokadę nawet na dużych, dwupasmowych trasach. Niektóre punkty mają stałe, z posterunkami zabezpieczonymi betonowymi blokadami, stalowymi zasłonami itp. Inne, tymczasowe zwężają drogę plastikowymi pachołkami. Ich obsada, rozstawiona z bronią gotową do strzału obstawia wówczas okolicę. Dla nas nie stanowiły one problemu. Żandarmi nie mówili po angielsku, trzeba im pokazać paszporty, które starczały za pretekst żeby puścić nas dalej. Wakacyjny ruch był też na tyle znikomy, że nie spowalniało to za bardzo podróży. Paliwo. Bardzo korzystny kurs wymiany tureckiej lira po załamaniu jej kursu w zeszłym roku sprawia, że jest tanio. Litr ON na stacjach to koszt w przeliczeniu na złotówki między 4 a 4,50. Sam proces tankowania nie jest tak oczywisty jakby mogło sie wydawać. Na początek obsługa stacji musi odblokować pompę (zwykle kartą), potem wprowadzić numer rejestracyjny auta klawiaturą na urządzeniu i dopiero zatankujecie. Stacje są bardzo nowoczesne i dobrze wyposażone a toalety zaskakują czasami nowatorskimi rozwiązaniami (czujniki ruchu, automatyczne nakładki na deski, itp). Jest ich wiele zarówno znanych koncernów, jak i lokalne. Samo poruszanie się po drogach przebiegało bezproblemowo. Kłopotliwe za to było parkowanie. Nikt tu się nie cacka, gdy droga jest wąska i trzeba przytrzeć inne auto, cóż trudno… To samo z otwieraniem drzwi i uderzaniem w sąsiada, każdy dzień to nowa pamiątka, jak nigdy dotąd i nie pomogły stalowe progi… Znaczącą różnicą podczas poruszania się po tureckich drogach było traktowanie pieszych. Nie mają oni tu żadnych praw. Jeśli poruszacie się pieszo, zostaniecie na wszelki wypadek odtrąbieni a na pewno nikt się nie zatrzyma i nie przepuści Was na pasach. Trzeba przyznać, że piesi są tu jednak kłopotliwi, szczególnie w nadmorskich kurortach, gdzie szosy odcinają plaże od domków i całe tabuny ludzi przebiegają przed maska aut. Zwiedzanie Stojąc po raz pierwszy przed kasą biletową jednego z muzeów w Stambule nie zdawaliśmy sobie sprawy, że zdecydowana ich większość objęta jest tu jedna siecią sprzedaży biletów. Co to znaczy? Jeśli zamierzacie dużo zwiedzać (my mieliśmy to w planach) warto wykupić karnet „na wszystko” w cenie 385 Lira ważny 15 dni. Drogo? Tak ale bilety na tego typu atrakcje ostatnimi czasy w Turcji bardzo podrożały, np. Troja dwa lata temu 20 TR, obecnie 42 TR. Bilet w Efezie to jednorazowo 105 TR. Przy szerokim planie na zwiedzanie oszczędności są znaczne! Inną specyfiką muzealną w Turcji są szczegółowe kontrole wraz z prześwietlaniem bagaży. Zabiorą wam do przechowalni nawet mały scyzoryk czy kijek do selfie. Ale to tylko w Stambule. Gdzie indziej kontrole są ale jakby mniej staranne, bramka piszczy, nikt sie tym nie przejmuje. Turcy bardzo dbają o historyczne pamiątki swojego kraju. Co ciekawe w bardzo wielu miejscach widać było szeroko zakrojone prace renowacyjne czy wręcz zmierzające do odbudowy. To co widzimy dziś juz za chwilę może być nie aktualne. W odbudowie jest zamek Mamure Kalesi, teatr w Efezie, Kervansaray w Sultanhani i wiele innych… Za jakiś czas ciekawie będzie powtórzyć trasę i zobaczyć jak wiele się zmieniło… Kiedy warto wybrać się na zwiedzanie? W sezonie wakacyjnym bez niespodzianek, jak najwcześniej rano! Wszędzie tam gdzie dojeżdżają autobusy w hotelowymi turystami po godzinie 10-11 już ciężko przecisnąć się w tłumie. Np. stary Stambuł o 8-ej rano jest pusty i cichy. Potem zalewa go ludzkie morze… Internet Po przekroczeniu bułgarskiej granicy przestajemy korzystać z dobrodziejstwa europejskich regulacji prawnych i zaczyna się roaming. Nie ma tu problemów z zasięgiem GSM czy LTE jednak koszt jest spory. Z własnego LTE skorzystałem przypadkowo raz, włączając transmisje danych i tylko załadowanie sie strony i natychmiastowe rozłączenie skutkowało potem rachunkiem w wysokości 200 zł. Aby uniknąć finansowej katastrofy i mieć dostęp do sieci (szukanie hoteli, google maps, itp) zakupiliśmy w Stambule lokalną kartę. Jeśli nie potrzebujecie ciągłego dostępu do sieci to można skorzystać z tego co oferują hotele i restauracje. W każdym z tych miejsc sieć wifi była dostępna zawsze. Co zaskakujące Turcja blokuje niektóre strony. jak wspominałem nie umożliwia rezerwowania noclegów na miejscu. Podobno Holendrzy nie chcieli płacić podatków w tutaj i Turcy ich zablokowali. Ale dlaczego nie działa wikipedia? Ludzie Turcy mają w sobie wiele życzliwości, są pomocni, uśmiechają się gdy prosisz o zgodę np. na zrobienie zdjęcia, chętnie pomogą w potrzebie. Przekonaliśmy się o tym chociażby gdy w połowie pobytu okazało się, że skończył się internet a nie powinien. W przypadkowym salonie firmy telekomunikacyjnej której kartę mieliśmy, wysłuchano problemu, kilka osób długo wisiało na telefonach do centrali i usługa została uruchomiona, pomimo że zgubiłem paragon i właściwie nie miałem nawet jak udowodnić ile i za co zapłaciłem. Turcy też lubią sobie pogadać, chętnie wypytują skąd jesteśmy, zapraszają na herbatę. Sporo z tych znajomości to sposób na zabranie Was do sklepu, żeby namówić na zakupy ale nie zawsze. Dziewczyna na parkingu w Göreme gdzie trafiliśmy szukając miejscówki po obtarciu boku auta na ulicy chce tylko pogadać a miejscówkę mamy free. W Safranbolu miejscowy przewodnik słysząc obcy zupełnie język pyta dlaczego tak mało nas, Polaków przyjeżdża do tego miasta, opowiada o swojej pracy, o ludziach którzy tu mieszkają, o turystach. I jest tu zupełnie bezpiecznie. Kradzieże należą do rzadkości. Jak wspominałem, raz przez pomyłkę włożyłem kelnerowi za dużo pieniędzy (na końcu paragonu widniał jego numer a nie kwota) i osoba nas obsługująca nie skorzystała z okazji tylko uświadomiła, ze płacimy lekko 2x za dużo. Inna sprawa to tureckie bazary. Zaczynasz rozmowę i zaczyna sie taniec. Kwota z kosmosu za drobiazg, tak 10x za duża, wydaje że 1/4 będzie ok ale potem okazuje się że sprzedawca i tak zarobił 3x więcej niż to było warte … Targowanie to sztuka. Najlepiej zaczynać tak jak oni, od absurdalnych kwot. Wówczas jest więcej zabawy i przepychania się. Ale to nie reguła. Jest wiele miejsc z wypisana ceną, bez konieczności żmudnych negocjacji. Nasza trasa Co zobaczyliśmy w drodze? O tym wkrótce! CZYTAJ TEŻ Pozostałe wpisy Jednak często nie wiesz jak to zrobić, by było tanio i by znacznie nie obciążyć swoich rachunków czy też rachunków osoby, do której dzwonisz. Nie martw się, obecnie istnieje wiele sposobów, by taniej rozmawiać z osobami znajdującymi poza granicami naszego kraju. Jest taka tematyka na blogu, która przez lata omijana była przeze mnie szerokim łukiem. Na pewno nie zgadniecie jaka. Już podpowiadam – tak! Chodzi o dzieci! (szmer zaskoczenia). Wiele osób od dawna pisze do mnie maile: czy do Turcji z dziećmi warto w ogóle jechać, na co zwrócić uwagę, jak podróżować z dzieckiem do Turcji, aż do prozaicznych: o pieluszki, słoiczki, jedzenie, choroby. Temat ten był mi do niedawna całkowicie odległy, no ale czasy się zmieniły. Postanowiłam na początek, jako że ja sama jeszcze z moim synem po Turcji podróżować nie miałam za bardzo okazji, że zapytam kogoś dużo bardziej doświadczonego. Ilona Güllü mieszka w Stambule, wychowuje córeczkę, dużo z nią podróżuje i tak się składa, że o tych podróżach i codzienności z dzieckiem w Turcji pisze na swoim dwujęzycznym blogu: Bibi On Board. Powiedz co robisz w Turcji, jak się stało że tu zamieszkałaś? Do Turcji trafiłam przez mojego męża – wtedy mojego chłopaka :) Poznaliśmy się na Erasmusie w Pradze na jednej ze studenckich imprez. Po sześciu miesiącach naszego spotykania się, mieszkania razem i podróżowania (wybraliśmy się też wtedy do mojej rodziny w Krakowie), niestety cudowny czas erasmusowy się skończył i wtedy padło pytanie: „Co dalej?” Większość par z chwilą wylotu po prostu kończy związek. A ja w wakacje (a dokładnie w dniu moich urodzin) skorzystałam z zaproszenia rodziny Vasıfa i przyleciałam do Stambułu :) Do tej pory pamiętam to ciśnienie na wspólne szukanie biletu lotniczego. I to jak po bardzo sympatycznej kontroli paszportowej, nie zauważyłam mojego chłopaka w tłumie przed halą przylotów i po prostu poszłam w stronę metra, a Vasıf musiał mnie gonić! Pomimo tłoków, korków i miliona przesiadek, miasto wywarło na mnie niesamowite wrażenie już od momentu, gdy przy lądowaniu widziałam statki pływające po cieśninie Bosfor. Zorganizowano mi cudowne przyjęcie urodzinowe i do końca wakacji zwiedzaliśmy Stambuł, a także odwiedziliśmy rodzinę w Ankarze. Potem był rok separacji (oczywiście, odwiedzaliśmy się od czasu do czasu) z powodu naszego ostatniego roku studiów. Po obronie pracy magisterskiej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Praca, ciąża, narodziny córki, ślub, ciągłe loty Polska-Turcja… Mieszkaliśmy przez rok w Polsce, aż w końcu wróciliśmy niedawno do Stambułu, ponieważ mąż znalazł nową pracę. Prowadzisz bloga Bibi on Board, gdzie poruszasz najczęściej tematy związane z codziennością matki z dzieckiem w Turcji. Skąd taki pomysł? Pomysł na bloga opisałam w moim pierwszym wpisie. Zrodził się, kiedy przebywałam na urlopie macierzyńskim. Przed urodzeniem córki sporo podróżowałam, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Chciałam to kontynuować po urodzeniu córeczki, ale ciągle miałam w głowie obawy, które ma większość świeżo upieczonych rodziców: A czy nie jest za małe? Co, jak zacznie płakać? Nie pochoruje się? Oprócz tego dochodzą pytania, czy miejsce, do którego się wybieramy, będzie odpowiednie do zwiedzania z maluchem. W końcu wyrobiłam mojemu dziecku paszport, a kiedy miała cztery miesiące, poleciałam z nią i z mężem do Stambułu… Zostaliśmy tam na dłużej :) Córka, poza krótkim popłakiwaniem, dobrze zniosła lot. Pobyt w Turcji też przebiegł bezproblemowo, co zmotywowało mnie do dalszych lotów… Często już bez męża. W te wakacje planujemy też podróż do Azji, co na pewno opiszę na blogu :) Po naszej wycieczce na Maltę pomyślałam sobie, dlaczego nie połączyć mojej pasji pisarskiej z czymś pożytecznym? Skoro już przez to przechodziłam, może pomogłabym młodym rodzicom pokonać lęki przed podróżowaniem z dzieckiem i pomóc im się do takiego wyjazdu przygotować, a przy okazji odpowiedzieć na odwieczne pytanie, czy w Turcji jest bezpiecznie :) Przejdźmy wobec tego do spraw praktycznych. Zacznijmy od samego przyjazdu do Turcji. Lądujemy, wychodzimy z hali przylotów, bucha na nas gorące powietrze, i… co dalej? Jak dojechać do hotelu z dziećmi w takiej metropolii? Co radzisz? Metro, taksówki, czy jednak firmy transferowe? Jeśli chodzi Stambuł, to osobiście polecam firmę transferową o której wspomniałam w artykule „Lecimy do Stambułu! Część 2”. Używają bardzo wygodnych samochodów typu Mercedes Vito. Możecie zarezerwować przejazd przez internet o wybranej dacie i godzinie, a nawet podać informację o swoim locie. Samochody są klimatyzowane, możecie w nich znaleźć napoje i przekąski i, co najważniejsze, w każdym są foteliki dla dzieci ustawione tyłem do kierunku jazdy. Potem najlepiej jest znaleźć zakwaterowanie blisko promów lub linii kolejki Marmaray. Dobre nosidło lub chusta też są tutaj przydatne. Wypoczywając w rejonach Antalyi zamawiałam transfer z korporacji w której również jest możliwość zamówienia fotelików. A propos fotelików. Wiele razy rezerwując transfery dla moich turystów spotkałam się z pytaniami o nie. Wiem z doświadczenia, że różnie z nimi bywa. Chociaż w teorii są wymagane, w praktyce często po prostu trudno je „wyprosić” od firmy transferowej. Jakie są Twoje doświadczenia? Co mogłabyś doradzić? To prawda. Standardy swoje, a realia swoje. Pomimo wielu tureckich kampanii reklamowych dotyczących jazdy w fotelikach dla dzieci, w praktyce bywa różnie. Nie tylko otrzymanie fotelika w taksówkach jest praktycznie niemożliwe, ale często też widzę samych tureckich rodziców wożących swoje niemowlaki na kolanach (przez co błędne koło samo się nakręca). Sytuacja jest do rozwiązania, jeśli maluszek ma poniżej roku i jeździ jeszcze w tzw. „jajku” (czy jak my te nosidełka nazywamy). Ale uprzedzam, że czasem taksówkarze chowają tylne pasy i nie chcą ich wyciągnąć obiecując, „że będą jeździć wolniej”. Po zmianie fotelika jest już ciężej. Jak wygląda pobyt w tureckich hotelach dla rodzin z dziećmi? Czy łóżeczko turystyczne, i inne akcesoria dla dziecka są wszędzie dostępne, czy lepiej wcześniej orientować się internetowo lub telefonicznie czy taki hotel jest w ogóle „pro-rodzinny”? Z mojego doświadczenia z miejscowości Akçay wiem, że zawsze lepiej jest się zorientować o możliwych udogodnieniach dla dzieci. Byłam kiedyś w bardzo przytulnym hoteliku. W pokoju było wszystko, co potrzeba, w jadalni na zewnątrz było krzesełko dla dzieci, były dostępne również zabawki, huśtawki i mini basen. Właściciele pensjonatu również do rany przyłóż! Byli pomocni we wszystkim. Jednak problem był z łóżeczkiem. Obiecali załatwienie łóżeczka dla niemowląt, ale do pokoju dostaliśmy… kołyskę dla noworodków (a córeczka miała niecały rok). Poza wiszącymi zabawkami była ona kompletnie bezużyteczna, bo Młoda była już za wysoka, a jednocześnie jeszcze „niezgrabna”, więc z łatwością mogła wypaść. W końcu spała między nami na jednym łóżku. Natomiast „w ciemno” można śmiało zarezerwować w Voyage Hotel w Side, w którym niedawno byłam. Oprócz turystycznego łóżeczka jest tam dosłownie wszystko dla maluchów! Można też wypożyczyć wózek na cały pobyt. Voyage ma też swoje siedziby w Bodrum, Serik, czy w Torba (Muğla). Jeśli zarezerwuje się pokój z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, można znaleźć naprawdę atrakcyjne ceny (a zwłaszcza na październik, kiedy sezon się kończy, ale temperatury jeszcze sięgają 30 stopni). Jak z jedzeniem w Turcji pod kątem dzieci? Oczywiście na różnym etapie życia malucha różne posiłki są potrzebne, temat jest złożony, ale mogłabyś dać kilka porad na temat dostępności gotowych posiłków dla dzieci, typu słoiczki? Jak cenowo, gdzie je dostać? A mleko modyfikowane, czy wszędzie jest dostępne? Czy droższe, czy tańsze niż w Polsce? Jeśli dziecko jest na etapie wprowadzania posiłków lub ma poniżej roku uważam, że zawsze warto kilka słoiczków do Turcji wziąć. Po pierwsze, wybór w Turcji jest znacznie mniejszy, niż w Polsce, a z obiadków można znaleźć tylko kurczaka w różnych kombinacjach (a już w ogóle należy zapomnieć o znalezieniu spaghetti z łososiem firmy Hipp :)) Po drugie, kuchnia turecka jest bardzo zróżnicowana i wiele posiłków jest tłustych lub pikantnych, więc nie wiemy, jak maleństwo na nie zareaguje (pisałam o tym w artykule “Dziecięcy shopping w Turcji”). Tureckie mamy zwykle kupują warzywa i mięso na bazarkach. Na przykład w stambulskim parku Özgürlük odbywa się raz w tygodniu eko-bazar. Jeśli chodzi o mleko modyfikowane, to wszystkie znane marki można znaleźć w większości marketów typu Migros czy Macro oraz praktycznie we wszystkich sklepach ogólnodziecięcych (jedyna różnica to taka, że “nasze” mleko Bebilon nazywa się w Turcji Aptamil). Do niedawna były one dwa razy droższe, niż w Polsce, ale po spadku liry tureckiej cena się wyrównała. Niestety, raczej nie spotkamy się z promocjami typu “kup 1 mleko i drugie za pół ceny”, jak to bywa u nas. Coraz więcej marek (również mleka “zwyczajnego”) produkuje gotowe jednorazowe mleka modyfikowane, które należy tylko podgrzać. Rodziców większych dzieci chciałabym tylko uprzedzić, że niektórzy tureccy rodzice na placach zabaw nawet półroczniakom dają słodycze (i nie mówię tutaj o herbatnikach dla dzieci Cici Bebe). I bardzo chętnie by się podzielili z Waszą pociechą. Już kilka razy miałam sytuację, że mówiłam, iż nie daję mojej córce słodyczy… Spotkało się to z wielkim zdziwieniem dzieci i rodziców. Tak, znam to z autopsji. Mojemu 10-miesięcznemu synkowi ostatnio lizaka zaoferował… lekarz pediatra :) Powiedz, Ilona, a gdybyśmy chcieli kupić maluchom jakąś zabawkę, ubranko, akcesoria, pieluszki – gdzie najlepiej się kierować? A może brać wszystko z Polski? Czy produkty tureckie dla dzieci są godne uwagi, tańsze, droższe? Mówiąc wprost, czy warto robić w Turcji dziecięce zakupy, także te niezwiązane z „nagłą potrzebą”? Jeśli chcemy kupić więcej rzeczy, polecam załatwić wszystkie potrzeby zakupowe za jednym zamachem i pojechać do sklepu ogólnodziecięcego typu Joker lub e-Bebek. Znajdziecie tam dosłownie wszystko: pieluszki, śliniaczki, ubranka, mleko, zabawki, słoiczki, a nawet wyposażenie pokoju dziecięcego (jeśli ktoś by zdecydował się zostać w Turcji znacznie dłużej). Ceny zwykle są porównywalne lub nawet troszkę niższe, niż w Polsce. Czy warto w Turcji robić dziecięce zakupy? Myślę, że tak :) Często zdarza się, że kupuję w Stambule ubranka nie tylko mojej córce, ale też polskim koleżankom, którym urodziło się dziecko. Doceniam to, że w sklepach dziecięcych lub w tureckich sieciówkach typu Koton lub LC Waikiki pochodzenie odzieży jest tureckie, a nie chińskie lub bengalskie. Ciuszki są też dobrej jakości, a ceny nie są wygórowane. A najfajniejsze jest to, że sprzedawcy zupełnie za darmo pakują zakupy na prezent. Jak wygląda sytuacja z ubezpieczeniem? Wiadomo, jadąc na wakacje z biurem podróży obowiązkowo organizator zapewnia nam ubezpieczenie prywatne. W razie potrzeby trafia się wtedy do prywatnych klinik lub szpitali, poleconych przez ubezpieczyciela. Nikomu, oczywiście, tego nie życzymy, ale gdyby wizyta lekarska lub szpitalna była potrzeba z naszą pociechą, czego możemy się spodziewać? Jakie są warunki, jak podchodzą do dzieci pracownicy służb medycznych, czy Polak ma się czego obawiać? Powiem szczerze, że nawet z dzieckiem do Turcji zawsze latałam na „własną rękę”, bez pomocy biura podróży, więc ubezpieczenie też musiałam nabyć sama. O ile (w przypadku opcji samodzielnego wyjazdu) zwykle rekomenduje się zakup ubezpieczenia w kraju pochodzenia, o tyle w przypadku Turcji lepiej sobie też kupić turecką polisę. Kiedy mój mąż pracował w Polsce, nie posiadał tureckiego ubezpieczenia, więc musiałam nam wykupić prywatne. Podczas jednego z naszych pobytów w Turcji moja córka zachorowała i miała sporą gorączkę. Musieliśmy jechać do polikliniki w stambulskim Göztepe. Służba zdrowia tutaj pozytywnie mnie zaskoczyła. Standard placówki był bardzo dobry. Personel bardzo przyjaźnie nastawiony. Czas oczekiwania też był dość krótki, tym bardziej, że dzieci trafiają do innej kolejki, niż osoby dorosłe. Pan doktor miał świetne podejście do dziecka (nie zapominajmy, że Turcja to kraj, którego obywatele w większości przepadają za dziećmi), a pokój był pełen zabawek. Na wszystkie pytania odpowiadał rzeczowo i wszystko dokładnie tłumaczył, byśmy zrozumieli, co się naszemu maluchowi dzieje. Jeśli jednak nie znacie tureckiego, polecam przejść się na wizytę z Turkiem, ponieważ nawet w kosmopolitycznym Stambule nie możemy wziąć znajomości angielskiego u osób młodych i wykształconych za pewnik. Na koniec pan doktor zważył i zmierzył dziecko, wypisał receptę oraz wytłumaczył dawkowanie. W ubezpieczeniu prywatnym, które wykupujecie, panuje zwykle zasada 60/40. Czyli 60% opłaty za usługę medyczną pokrywa ubezpieczyciel, a 40% opłaty musi zapłacić pacjent, więc zamiast 160 TL, zapłaciłam 64 TL. Wizyta kontrolna po pięciu dniach jest już za darmo. W aptece farmaceutki naklejają specjalne naklejki, na których jest wypisane dawkowanie. Ceny leków w Turcji są porównywalne do Polski, nawet chyba jest troszkę taniej. Cena żeli na ząbkowanie również jest znacznie niższa, ale suplementy diety już są droższe. Jeśli nasi czytelnicy planują zwiedzanie Stambułu z dziećmi, jakie miejsca być poleciła? Zarówno zabytki, jak i miejsca na spacery? Co będzie ciekawe dla maluchów? O miejscach do pospacerowania z Maluchem pisałam w jednym z artykułów na blogu pt. „Na spacer po Stambule!”. Wspomniałam w nim o najprzeróżniejszych parkach (a zwłaszcza o „Gülhane” przy pałacu Topkapi i Göztepe 60 Yıl) oraz atrakcjach typu Miniatürk czy akwaria, których jest w samym Stambule aż cztery. Dodałam również, gdzie można się wybrać ze starszakiem. Miasto jednak cały czas się rozwija i niebawem artykuł będę aktualizować :) Ponadto, Stambuł oferuje też sporo ciekawych możliwości dla aktywnych świeżo upieczonych mam: szkołę pływania, taniec, gimnastykę, a nawet jogę. Oczywiście, podzieliłam się tą informacją z obserwującymi mój blog w poście „Aktywna stambulska Mama… i Maluch”. W restauracjach natomiast słabo się orientuję, ale w dużych lokalach w Stambule typu “Şato” w Maltepe, są pokoje do opieki i małe place zabaw, a czasem nawet animatorki. Zawsze są krzesełka, a jeśli nie ma przewijaków, to zwykle personel proponuje jakieś rozwiązanie. Jak się mieszka w kilkunastomilionowej metropolii z małym dzieckiem? Gdyby któraś z naszych czytelniczek rozważała wyprowadzkę do Stambułu (np. z powodu pracy męża), albo dłuższy pobyt w tym mieście, co mogłabyś doradzić? Jak się nastawić, co bezwzględnie zabrać ze sobą? Temat-rzeka :) Nie jest to nowością, że Stambuł to miasto pełne kontrastów, obok którego nie da się przejść obojętnie. Jednego dnia uwielbia się je za spacery na wybrzeżu, pogodę, jedzenie i cudowne krajobrazy. Drugiego dnia się go nie cierpi, za korki na ulicach, hałas i to, że wszędzie jest tłoczno. To miasto pełne życia, z całą gamą możliwości rozwojowych, ale chwilami bardzo męczące. Zwłaszcza, jeśli codziennie przedostajesz się z jednej strony Bosforu na drugą i z powrotem. Jest co tam robić. Od kiedy wychowuję dziecko w Stambule, przestało mnie dziwić, że wiele zagranicznych żon Turków nie wraca do pracy i pozostaje mamami na pełen etat. Sytuacja z placówkami edukacyjnymi dla małych dzieci przypomina tamtejszą służbę zdrowia. Państwowe przedszkola przyjmują mnóstwo dzieci na niewielką ilość nauczycieli i ciężko się do nich dostać. Ceny żłobków i przedszkoli prywatnych są bardzo wysokie (zwłaszcza po stronie europejskiej). Mamie ponownie rozpoczynającej karierę często nie opłaca się pracować. Abstrahując od tego, że cudzoziemcowi w Turcji jest ciężej podjąć legalne zatrudnienie przez papierologię związaną z pozwoleniem na pracę. Ciężkie nie oznacza jednak, że niemożliwe. Kilku moich znajomych podjęło naukę tureckiego (są intensywne płatne kursy, a także mniej intensywne darmowe) i dzięki sprytowi oraz wytrwałości znalazło pracę, w której zarabiają dobre pieniądze, które do spokojnego życia w tym mieście są niezbędne. W Stambule jest dużo ładnych parków z placem zabaw, które są regularnie utrzymywane w czystości. Praktycznie w każdej dzielnicy są jakieś zajęcia i wydarzenia dla mam i małych dzieci, np. taniec, fitness lub pływanie. W sklepach również jest praktycznie wszystko, co potrzebne dla niemowlęcia. Doradziłabym jednak zabranie ze sobą ulubionej przytulanki maleństwa (chodzi o znajomy zapach), a także suplementy i witaminy, które dziecko bierze (sam kwas Omega 3 to koszt około 100 zł, witamina C również jest znacznie droższa, niż w Polsce). Wracając do jaśków, uprzedzę, że ciężko jest znaleźć płaskie poduszki, a w sklepach nie ma poszewek o rozmiarze 40×60. I oczywiście warto przedtem się nauczyć robić posiłki dla niemowlaka, ponieważ, jak już wspomniałam, wybór słoiczków jest znikomy. Jakich dzielnic unikać z małym dzieckiem, czy w ogóle według Ciebie w takiej konfiguracji jest bezpiecznie w Stambule? Czy Stambuł jest bezpieczny? Moim zdaniem, tak. A na pewno jest znacznie bezpieczniejszy, niż znane miasta zachodnioeuropejskie, mimo, że w Turcji również był spory napływ imigrantów. Wzmożone kontrole bezpieczeństwa są nie tylko na lotniskach, ale też na dworcach, uczelniach i w centrach handlowych. Przy stacjach metra i w przejściach podziemnych są przeprowadzane wyrywkowe kontrole policyjne. Jakich dzielnic unikać? Ciężko jest mi generalizować, ponieważ w każdej z nich są luksusowe apartamentowce, a tuż obok slumsy. Z jednej strony Europejka na pewno niezbyt swobodnie czułaby się w konserwatywnych dzielnicach typu Ümraniye lub Fatih. Z drugiej strony, tam raczej nie spotka się pijanych osób na ulicy. Coś za coś. Czego zdecydowanie radziłabym unikać, to dużych zatłoczonych bazarów, atrakcji turystycznych w porze szczytu, miejsc zgromadzeń oraz metrobusów późnym wieczorem. Na koniec zostawiłam nam do poruszenia obyczaje tureckie związane z dziećmi. Sama miałam już okazję podzielić się z widzami mojego kanału Youtube moimi refleksjami odnośnie podejścia Turków do dzieci (film tutaj), jednak interesują mnie Twoje, zdecydowanie bogatsze, doświadczenia. Co nas może w Turcji zdziwić? Moje tureckie doświadczenia związane z macierzyństwem w dużej mierze pokrywają się z Twoimi :) Mam wrażenie, że tureckie mamy i otoczenie mają znacznie większy dystans do tematu, niż w Polsce lub w krajach europejskich. Nie ma takiego wzajemnego patrzenia sobie na ręce i wiecznego porównywania, która mama jest “lepsza”, bo robi codziennie eko-zupki, kupuje najbardziej rekomendowane przez amerykańskich naukowców kubki i buteleczki za przysłowiowe “pierdyliony dolarów”, a jej dziecko już przed pierwszymi urodzinami się odpieluchowało i nauczyło się używać noża oraz widelca :) W Turcji zdecydowanie wyluzowałam, bo zdałam sobie sprawę, że nie trzeba być we wszystkim najlepszym, by być dobrą mamą. Owszem, obywatele interesują się dziećmi, czego najlepszym przykładem jest wszędobylskie patrzenie się w wózek przy akompaniamencie słówka “Maşallah!” :) Rzadziej jednak niż w Polsce spotykam się z komentarzami w stronę mam, że powinny coś zrobić inaczej… Choć pytanie o czapeczkę jest chyba międzynarodową tendencją ;) To prawda, mnie w grudniu w Alanyi przy temperaturze 16 stopni na plusie obcy facet zapytał… gdzie moje dziecko ma rękawiczki :) Turcy w większości są skupieni na realnej pomocy. Pewnego razu miałam pilną potrzebę pójść na zakupy, a w domu w tamtym tygodniu nikogo nie było. Moja córka miała wtedy pół roku. Wzięłam wózek i pojechałam do galerii handlowej po zakup bodajże spodni. Niestety, Młoda tym razem nie miała ochoty się zdrzemnąć w wózku, a wręcz chciała zobaczyć każdy kąt. Co zrobił jeden ze sprzedawców, kiedy udawałam się do przymierzalni? Wziął ode mnie wózek z maleństwem i sam zaczął z nią spacerować po sklepie strojąc głupie miny. Dziecku widocznie spodobało się to rozwiązanie :) I tu dopowiem od siebie: ja też miałam takich sytuacji sporo, i w sklepach z ciuchami, jak u Ciebie, i w na przykład w restauracji. Kelnerów nawet nie trzeba pytać o pomoc: sami chętnie wezmą dziecko na ręce widząc, że matce trudno jest zjeść zamówiony posiłek. Tego brakuje mi w Polsce! Jak wspomniałaś w jednym z filmów, hasłem przewodnim Turków jest “damy radę”. Dziecko w 90% przypadków nie stanowi żadnej przeszkody. Mama chce się wybrać na miesięczny kurs fotografii? Spokojnie, znajdziemy rozwiązanie. Muszę się wybrać z dzieckiem do Adany, a samochód w serwisie? Już szukamy lotów, transferów, hoteli itp. Mama wraca do pracy? Dostanie dziesiątki telefonów do rekomendowanych opiekunek lub żłobków – raczej nikt nie zada słynnego pytania “A co z dzieckiem?”. Ceny żłobków to już jednak inna para kaloszy. Poza tym, zauważyłam, że Turcy wychodzą z założenia, że im mama jest szczęśliwsza, tym lepiej jest w stanie się zająć maleństwem, dlatego w większych rodzinach chętnie pomaga się młodej mamie. W innych krajach zwykle niemowlę stawiane jest ponad wszystko, a potrzeby kobiety, która niedawno urodziła, bywają ignorowane (co może być ciężkim szokiem po byciu, jako ciężarna, w centrum uwagi). Mimo tego, że Turcja to kraj muzułmański, jakoś zauważyłam więcej luzu w stosunku do publicznego karmienia piersią. Bywa tak, że pani w chuście sama Cię namawia do tego, by usiąść na ławce i nakarmić malucha oferując pomoc w zasłonięciu. No, chyba, że mamy do czynienia z ojcem, bratem lub mężem karmiącej – wtedy o żadnym luzie nie może być mowy :) Całe szczęście, fartuszki do karmienia są wszędzie dostępne. Tu też się zgadzam, nigdy z karmieniem piersią w Turcji nie miałam i nadal nie mam absolutnie żadnych problemów, niezależnie od miejsca. A jakieś negatywy? Oprócz wspomnianego dawania słodyczy małym dzieciom oraz jeżdżenia samochodem bez fotelika, również zdziwiło mnie to, że obcy ludzie, bez zgody rodziców, lubią podszczypywać małe dzieci i próbują się z nimi bawić. Wielokrotnie uchodziłam za dziwną na placu zabaw, kiedy sprzeciwiałam się jakiemukolwiek dotykaniu, a przed wzięciem zabawki mojego dziecka wymagałam uprzedniego zapytania o zgodę (zdarzają się – uwaga – dorośli, którzy wyjmują zabawkę z wózka obcego dziecka i dają ją swojemu!). Inna sprawa – chustowanie i nosidełka są w Turcji bardzo popularne. Jednakże, dość często byłam świadkiem noszenia niemowlaka przodem, co jest w Europie odradzane. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę wielu kolejnych udanych podróży po Turcji (i nie tylko)! Was, moich Czytelników proszę o opinię czy chcielibyście więcej wpisów związanych z wyjazdami z dzieckiem do Turcji, może macie jakieś pytania, wątpliwości – piszcie w komentarzach – obiecuję, że kolejny tekst na ten temat pojawi się jeszcze przed sezonem :) Polka z Turcji: Inflacja szaleje, ale turystów nie dotyka - RMF24.pl - Bohaterką kolejnej rozmowy z cyklu "Wiem, dokąd jadę" jest Turcja, o której opowiedziała Monika Górniak, prowadząca Solidnie wysypiamy się za wczoraj. Pobudka o Pierwszy wstaje dzisiaj Piotrek, co nie zdarza mu się często, a mam nawet wrażenie, że był to pierwszy raz podczas całej wyprawy. Na umówione śniadanie z szanownym panem komendantem się nie stawiamy jednak nie dlatego, że nie jesteśmy głodni, ale dlatego, że nie stawił się sam pan komendant. Albo pojawiły się wczoraj jakieś przekłamania w komunikacji i źle się dogadaliśmy, albo kucharki posterunkowe zastrajkowały, albo najzwyklej w świecie komendant zaspał. Nie mamy czelności się upominać, więc szybko się zbieramy i zjeżdżamy w dolinę. Granica iracko-turecka jest jakieś kilkadziesiąt kilometrów dalej, więc śmiało dzisiaj powinniśmy zdążyć. Mając w pamięci wczorajszą rozmowę podczas kolacji, staramy się znaleźć rzekę, którą polecali nasi dobrodzieje, a która rzekomo znajduje się kilka kilometrów dalej. Zjeżdżając „na głodzie” przez kolejne 15 kilometrów wreszcie rezygnujemy z rzeki i jemy śniadanie gdzieś obok przydrożnego krzaka. Do ciastek darowanych wczoraj przez panią domu, ostała się jeszcze mrożona kawa darowana przez policjantów. Całkiem przyjemny zestaw jak na pobudzenie organizmu i doładowaniu go cukrem przed kolejnym, wyłaniającym się już zza sąsiedniej góry podjazdem. Ceny w Irackim Kurdystanie Nad wyraz szybko docieramy w okolice granicy z Turcją i czym prędzej wydajemy ostatnie irackie pieniądze, w przygranicznym mieście Zakho. Ceny w irackim Kurdystanie są całkiem przyzwoite. Lody to jedyne 250 IQD, konserwa od 1500 do nawet IQD za pół kilogramową puszkę, coca-cola niecałe 2500 IQD, pomidory w puszce 1500 IQD – gdzie 1 złoty to 400 IQD (iracki Dinar). Za resztę kupuję także syryjską kawę na pamiątkę. Otworzyłem ją dopiero w Polsce i powiem Wam, że lepszej kawy w życiu nie piłem. Jakieś aromaty ziół, kardamon, cuda na kiju. Ah! Finalnie docieramy pod przejście graniczne Silopi – Zakho. Opuszczamy Irak, lecz ciągle pozostajemy w Kurdystanie. Jest to największe przejście graniczne, jakie kiedykolwiek było dane mi widzieć. Dziesiątki budynków, setki tirów, tysiące ludzi. Co chwila trzeba zatrzymywać się przy innym okienku, aby załatwić poszczególne formalności. Dobrą nowiną jest to, że bez problemu można przejechać rowerem. Nie trzeba brać taksówki, jak to ma czasem miejsce na przejściach typowo samochodowych. Nikt nas nie zatrzymał z tego powodu ani nikt nie robił problemów. Przejście graniczne Silopi – Zakho Zaczynamy całą skomplikowaną procedurę. Najpierw kontrola paszportów przez jakiegoś oficera, później kierują nas na prześwietlenie sakw, podczas którego nikt nawet nie patrzy na monitor rentgena. W międzyczasie kolejna kontrola paszportów, tym razem przez pana bez munduru. Dalej jesteśmy kierowani do budynku, gdzie kupuje się wizę turecką w cenie 15 euro. Z naklejką udajemy się oczywiście do kolejnego biura położonego w zupełnie innym miejscu i oddalonego o dobre kilkaset metrów. Najlepsze jest to, że po drodze nie ma żadnych znaków po angielsku, a z Turkami ciężko jest się porozumieć. Długo błądzimy i dużo czasu nam trzeba, żeby wszystkie elementy układanki w końcu ułożyć w całość. chłopaki z przejścia granicznego Po kolejnych kilku kontrolach paszportów przez przypadkowo napotkanych mundurowych, pokonaniu kilku kolejnych szlabanów, okienek i bram – wreszcie docieramy do przedostatniego, głównego biura. Tamże szczupły, wysoki policjant wita nas słowami dzień dobry, zapraszam! , wkleja osobiście wizę, przybija pieczątkę i zaprasza na czaj. Z czasem przychodzi coraz więcej funkcjonariuszy ciekawych nowych przybyszów. Nakreślamy jak wyglądała nasza dotychczasowa trasę i gdzie teraz zamierzamy się wybrać. Popełniliśmy jedynie błąd i zaznaczyliśmy, że właśnie jedziemy z Kurdystanu irackiego, którego Turkowie nie uznają. To znaczy nie tyle bląd, co była to bardziej moja prowokacja, bo bardzo byłem ciekaw ich reakcji. Wszystko to już działo się po przybiciu pieczątki, więc mogliśmy do woli się sprzeczać. Mundurowy stanowczo podkreślił, że nie ma czegoś takiego jak Kurdystan i że przyjechaliśmy z Iraku. Że w Turcji także nie ma Kurdystanu, a jedynie Turcja. Co prawda tureccy Kurdowie nie nacierpieli się tak jak ci mieszkający w Iraku, ale są to i tak smutne przykłady propagandy. Praktycznie cała część południowo-wschodnia jest zamieszkała przez Kurdów w sile blisko 12 milionów – ciągle walczących o najbardziej podstawowe prawa. Jeszcze przed kilkoma laty nie mogli się oni posługiwać nawet własnym językiem! Teraz jednak sytuacja się już lekko poprawiła i mimo że dalej są przez wielu nieuznawani jako naród, mogą już publicznie, bez żadnych konsekwencji mówić po swojemu, nosić swoje tradycyjne stroje i na każdym kroku podkreślać, że są Kurdami – co też nader często czynią. straganik, darmowe winogrona... Pierwsze wrażenie i nocleg… Zanim uwinęliśmy się z tymi wszystkimi procedurami, jest już sporo po południu. Do najbliższego miasta Silopi mamy zaledwie kilkanaście kilometrów i gdzieś za nim postanawiamy szukać miejsca pod namiot. Pierwsze zderzenie z Turcją nie było najprzyjemniejsze, ludzie jacyś tacy inni, dzieci niegrzeczne, co chwila latają w naszą stronę kamienie i jakieś niezrozumiałe dla nas docinki. Może to pierwsze wrażenie, może jutro będzie lepiej. Mam nadzieję. Nocleg znajdujemy na stacji benzynowej. Za zgodą właściciela rozbijamy się tuż obok jej zabudowań, na całkiem atrakcyjnie wyglądającym trawniku. Miejsca tego typu mają niestety taką wadę, że są na widoku i skupiamy na sobie uwagę każdego przechodzącego obok. Przesiadujemy trochę z właścicielem, popijamy czarny czaj i trochę rozprawiamy po angielsku. Wokoło nas i naszych namiotów latają kolejne rozwydrzone dzieciaki, tym razem potomkowie właścicela stacji. Wrzeszczą, wszystkiego dotykają, spokoju nie dają. Mamy niejako związane ręce, a szanowny właściciel jakoś nie rwie się do uspokajania młodocianych, coraz śmielej sobie zresztą poczynających. Z rozmów pamiętam tyle, że gospodarz nie mógł zrozumieć tego, że nie palimy papierosów. – Przecież tu wszyscy palą, nawet 12 letnie dzieci! Próbujemy jakoś wytłumaczyć, że w Europie palenie staje się niemodne i w gruncie rzeczy jest to niezdrowe. Jak grochem o ścianę i nawet nie staramy się ciągnąć tematu, bo akurat najmłodszy syn naszego gospodarza bierze się za odpalanie fajki ojcu. Co kraj to obyczaj. Idziemy spać… :) Podobało się? Zostań na dłużej! Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki! gEP0eL. 271 288 137 382 119 231 289 113 161

jak tanio rozmawiać z turcji